Przecież te same cukierki mozna dostać na każdej stacji benzynowej i w każdym sklepie. Tutaj ludzi ogarnia jednak szał.
Mówiąc takie same trochę naciągam fakty - smak jednak jest zupełnie inny - bardziej wyrazisty, głęboki. A smak tych skorupek, które nie rozpuszczają się w dłoni to już zupełnie inna bajka.
No cóż również opętał nas szał i wyszliśmy ubożsi o kilkanaście funtów
:) Po wyjściu z M&M's zagłębiliśmy się w dzielnicę Soho. Do tego znakomita dzielnica Chińska, gdzie można tanio się najeść.
I na koniec znienawidzony przeze mnie Primark - jednakże ze względu na zamówienia musieliśmy spędzić tam niestety ponad godzinę. 5 poziomów robi swoje - zmęczenie większe niż po obejściu połowy Londynu.
Po tych atrakcjach udaliśmy się do pokoju żeby się przebrać i udać się na główny punkt naszej wycieczki do Londynu - spektakl Mamma Mia w Teatrze Novello. Niestety nie można było nagrywać i robić zdjęć.
Jednakowoż polecam każdemu zobaczenie tego musicalu.
Feria barw, znakomite wokale, super reżyseria. Fenomenalna muzyka.
Konieczne dla każdego.
Na zakończenie dodam, że do teatru oraz w drodze powrotnej skorzystaliśmy z taksówek firmy Uber.
Przy umiejętnym skorzystaniu z kodów promocyjnych podróżowaliśmy za darmo.
Co ciekawe w jedną stronę wiózł nas Pakistańczyk a w drodze powrotnej Polak
:)Drugi dzień to powolne opuszczanie tego cudownego miasta.
Znowu spacer senną jeszcze dzielnicą Soho.
Pustki na Placy Piccadily Circus.
Opustoszałe ulice wokół Pałacu Buckhingham
Londyn budzi się bardzo powoli.
O godzinie 10 w niedzielę widać było zaledwie sprzataczy, którzy starali się opanować szaleństwo poprzedniej nocy.
My mieliśmy powrót zaplanowany na 13.55.
Więc stawiliśmy się na Victoria Coach Station już o 10.40 I to było bardzo dobre posunięcie.
Niestety autobusy EasyBus jeżdżą, jak chcą.
Autobus zaplanowany na 10.40 odjechał dopiero o 11.05. Po drodze spore korki. Na lotnisku byliśmy dopiero o 12.20.
Radzę wziąć to pod uwagę przy planowaniu podróży.
Radzę też podjechać na Victoria Station. Kilkoro ludzi na pośrednich przystankach nasz autobus nie zabrał.
Odprawa na lotnisku Luton bardzo szybka - zdziwiło mnie jedynie pytanie ile gotówki wywożę. Na szczęście ceny w Londynie do najniższych nie należą więc nie miałem tego problemu żeby powiedzieć "nothing"
:)
Londyn to jedno z najpiękniejszych miast, w jakich byliśmy.
Tam ciągle się coś dzieje.
Brytyjczycy bardzo uprzejmi i pomocni - kilkukrotnie staliśmy "zagubieni" a oni pytali czy nam nie pomóc, nie wskazać drogi.
Z drugiej strony nie widzieliśmy żeby ludzie wyglądający na Brytyjczyków pracowali
:)
W sklepach i w barach obsługa hinduska lub czarnoskóra. Kierowcy taksówek tak samo (no może jeszcze Polacy), na budowach często słychać siarczyste "kur..."...
Londyn - tak polecam, na pewno wrócimy bo czujemy niedosyt...
O widzisz, czyli dobrze myślałem że Królowa zajadała śniadanie
:)A mieszkałem w Clerkenwell. W sumie nie wiem czy to pierwsza strefa, ale stosunek cena/odległość dla mnie pierwsza klasa
:)
Jeśli wierzyć w PR-owe historie o rodzinie królewskiej, to QEII o 9:00 umierałaby już z głodu. Podobno wcześnie wstaje i sumiennie podchodzi do swoich obowiązków, np. http://www.royal.gov.uk/HMTheQueen/DayI ... rning.aspx.Tak, Clerkenwell to 1. strefa. Czy w kolejnych częściach zobaczymy ratusz albo Smithfield Market?
:-)
Trafiłeś na dobrą pogodę (jak na koniec listopada); nawet jeśli momentami trudno było w to uwierzyć. Dzięki temu zdjęcia z Trafalgar Sq i Parliament Sq pięknie Ci (Wam?) wyszły. Widzę, że byliście w miejscu o wiele bardziej charakterystycznym dla Londynu niż M&M's World - Fortnum & Mason. W tym domu towarowym - obok Harrodsa i Selfridges - panie z towarzystwa kupowały słodycze czy inne artykuły spożywcze, żeby wysłać je swym mężom czy - charytatywnie - innym żołnierzom na fronty obu wojen światowych.Ale ze zdjęć nie wynika, że dotarliście do Katedry Westminsterskiej. Do Opactwa - owszem. I do kościoła św. Małgorzaty też.
Kara napisał(a):Czy w kolejnych częściach zobaczymy ratusz albo Smithfield Market?
:-)Przygotowałem już te zdjęcia do wrzucenia (dla Ciebie
:) ),ale zamieszczę inne, bo w zakamarkach City jest wiele perełek i może ktoś, kiedyś się powłóczy wokół "ogórka" i skorzysta z podpowiedzi.
Piękne zdjęcia! Londyn jest super
:) A wystawy sklepu Fortnum&Mason faktycznie bajeczne. Kara o nich napisała (nie pamiętam, w jakim wątku)-byłam,zobaczyłam, zachwyciłam się. Nawet widzę półkę z biskwitami z lemon curd-smak taki sobie, ale puszka ładna
:) . Wewnatrz -ech, dobrze, że nie miałam bagażu-groziłoby mi bankructwo
;) .Ale ja uwielbiam miejsca z ciekawym żarełkiem
:)
Zgadza się to ten sklep...Większości produktów, jakie tam były nawet nie znałem
:)Znakomicie jednak się chodziło pomiędzy tymi półkami i podziwiało te cuda
:)Pogoda faktycznie genialna - no może oprócz wiatru - wiało niesamowicie, ale nie ma co narzekać bo najbardziej obawiałem się że będziemy chodzić jak zmokłe kury
:)
Cudo nr 1 robi rundkę po mieście i zjeżdża popływać po Tamizie. Fajna zabawa dla dzieci mniejszych i większych.
;-)Cuda typu nr 2 lub jeszcze bardziej "wypasione" można zobaczyć w każdy weekend wieczorem w okolicach Harrodsa. Czasami na dość egzotycznych rejestracjach.PS Samochód zamawiany przez Uber nie jest taksówką. To auto prywatne. Oprócz różnic formalnych i finansowych ważne jest to, że prawdziwy taksówkarz (cabbie) musi posiąść The Knowledge, czyli wiedzę o topologii miasta i omijaniu wszechobecnych korków. I na drugim etacie bywa też jednocześnie komikiem, psychologiem i londonistą.
;-)
Właśnie się zastanawiałem czy ta amfibia wjeżdża do rzeki... jeśli tak to warto przy kolejnej okazji się tym przewiezc. Faktycznie takich wozów jak cudo nr 2 to w Londku całe mnóstwo. A co do ubera to w Polsce chciałem skorzystać juz po przyjeździe z Londynu ale kierowca nie przyjechał. Z drugiej strony gdy miałem podróż za 0 funtów vs 12-15 funtów to wybrałem to pierwsze
Wjeżdża. Czasem nawet koło siedziby MI6. Polecam - szczególnie w ciepłe dni.O różnicy pomiędzy Uberem a taksówką (black cab) wspomniałam tylko dlatego, że jeżdżenie po centralnym Londynie "wg mapy" może się okazać sadomasochistyczną rozrywką. A na bezkosztowy przejazd tym drugim środkiem transportu też jest metoda (uk-londyn-i-6-innych-miast-pound-30-nowy-uzytkownik-aplikacji,1500,83709).Niezłe mieliście tempo. Czekam na ciąg dalszy.
:-)
Wybieram się z żoną do Londa w styczniu, dzięki za inspiracje - w życiu bym nie pomyślał, że istnieje coś takiego jak M&M's world - koniecznie muszę tam zajrzeć
:D
rafgrzeg napisał:Z drugiej strony nie widzieliśmy żeby ludzie wyglądający na Brytyjczyków pracowali
:)A jak wygląda Brytyjczyk?
:-D Szczególnie taki z Greater London (czyli regionu, który mamy na myśli mówiąc o Londynie). Obawiam się, że nie przypomina Henryka VIII.
:-)Poza tym, wydaje mi się, że jednak widzieliście policjantów, żołnierzy czy oficerów Border Force (zawody zarezerwowane dla poddanych QEII) ...
;-)
Kara napisał:rafgrzeg napisał:Z drugiej strony nie widzieliśmy żeby ludzie wyglądający na Brytyjczyków pracowali
:)A jak wygląda Brytyjczyk? Jak to jak, ma napewno brodę [emoji1]
rafgrzeg napisał:Właśnie się zastanawiałem czy ta amfibia wjeżdża do rzeki... jeśli tak to warto przy kolejnej okazji się tym przewiezc.Podobny sprzęt mają w Budapeszcie, tylko tam wygląda bardziej jak autobus i pewnie, pomimo kosztu w grubych tysiącach forintów, taniej wychodzi.
Kara napisał:Cudo nr 1 robi rundkę po mieście i zjeżdża popływać po Tamizie. Fajna zabawa dla dzieci mniejszych i większych.
;-)Cuda typu nr 2 lub jeszcze bardziej "wypasione" można zobaczyć w każdy weekend wieczorem w okolicach Harrodsa. Czasami na dość egzotycznych rejestracjach.Amfibia zawsze wjezdza do rzeki kolo MI6 na Vauxhall. Pracowalam tam kiedys obok, wiec czesto chodzilam na lunch na lawki przed MI6. Rano duzo ciekawych aut kreci sie wlasnie w tych rejonach, St James Park, Westminster, itp. Bogatsi dojezdzaja do pracy/biura
;-) A arabskie drogie i ekstrawaganckie auta mozna podziwiac przy hotelu Dorchester na Park Lane. SLS, to juz inwestycja, bo rosnie na wartosci.
Przecież te same cukierki mozna dostać na każdej stacji benzynowej i w każdym sklepie.
Tutaj ludzi ogarnia jednak szał.
Mówiąc takie same trochę naciągam fakty - smak jednak jest zupełnie inny - bardziej wyrazisty, głęboki. A smak tych skorupek, które nie rozpuszczają się w dłoni to już zupełnie inna bajka.
No cóż również opętał nas szał i wyszliśmy ubożsi o kilkanaście funtów :)
Po wyjściu z M&M's zagłębiliśmy się w dzielnicę Soho. Do tego znakomita dzielnica Chińska, gdzie można tanio się najeść.
I na koniec znienawidzony przeze mnie Primark - jednakże ze względu na zamówienia musieliśmy spędzić tam niestety ponad godzinę. 5 poziomów robi swoje - zmęczenie większe niż po obejściu połowy Londynu.
Po tych atrakcjach udaliśmy się do pokoju żeby się przebrać i udać się na główny punkt naszej wycieczki do Londynu - spektakl Mamma Mia w Teatrze Novello.
Niestety nie można było nagrywać i robić zdjęć.
Jednakowoż polecam każdemu zobaczenie tego musicalu.
Feria barw, znakomite wokale, super reżyseria. Fenomenalna muzyka.
Konieczne dla każdego.
Na zakończenie dodam, że do teatru oraz w drodze powrotnej skorzystaliśmy z taksówek firmy Uber.
Przy umiejętnym skorzystaniu z kodów promocyjnych podróżowaliśmy za darmo.
Co ciekawe w jedną stronę wiózł nas Pakistańczyk a w drodze powrotnej Polak :)Drugi dzień to powolne opuszczanie tego cudownego miasta.
Znowu spacer senną jeszcze dzielnicą Soho.
Pustki na Placy Piccadily Circus.
Opustoszałe ulice wokół Pałacu Buckhingham
Londyn budzi się bardzo powoli.
O godzinie 10 w niedzielę widać było zaledwie sprzataczy, którzy starali się opanować szaleństwo poprzedniej nocy.
My mieliśmy powrót zaplanowany na 13.55.
Więc stawiliśmy się na Victoria Coach Station już o 10.40
I to było bardzo dobre posunięcie.
Niestety autobusy EasyBus jeżdżą, jak chcą.
Autobus zaplanowany na 10.40 odjechał dopiero o 11.05. Po drodze spore korki. Na lotnisku byliśmy dopiero o 12.20.
Radzę wziąć to pod uwagę przy planowaniu podróży.
Radzę też podjechać na Victoria Station. Kilkoro ludzi na pośrednich przystankach nasz autobus nie zabrał.
Odprawa na lotnisku Luton bardzo szybka - zdziwiło mnie jedynie pytanie ile gotówki wywożę. Na szczęście ceny w Londynie do najniższych nie należą więc nie miałem tego problemu żeby powiedzieć "nothing" :)
Londyn to jedno z najpiękniejszych miast, w jakich byliśmy.
Tam ciągle się coś dzieje.
Brytyjczycy bardzo uprzejmi i pomocni - kilkukrotnie staliśmy "zagubieni" a oni pytali czy nam nie pomóc, nie wskazać drogi.
Z drugiej strony nie widzieliśmy żeby ludzie wyglądający na Brytyjczyków pracowali :)
W sklepach i w barach obsługa hinduska lub czarnoskóra. Kierowcy taksówek tak samo (no może jeszcze Polacy), na budowach często słychać siarczyste "kur..."...
Londyn - tak polecam, na pewno wrócimy bo czujemy niedosyt...